Dobrze, że moje trzecie okno (Canon) nie jest tak wrażliwy jak ja. Wtedy na zdjęciach moglibyście zobaczyć same plamy od łez wzruszenia.

Tak właśnie było na tym ślubie – wycisnął ze mnie wiadro łez. Śluby są bardzo różne – niekiedy dominuje na nich stres i napięcie. Niekiedy jest bardzo tradycyjnie, szybciutko wszystko się dzieje, a oddech łapany jest już po wyjściu z kościoła, na sali i dopiero wtedy pojawia się spokój na twarzach. Nie oceniam tego – jest różnie i różnie ludzie przeżywają to wydarzenie.

Ale są takie śluby, na których atmosfera przepełniona jest radością, miłością i wzruszeniem. Takie, na których każda chwila jest celebrowana i smakowana. Gdzie każdy szczegół ma znaczenie i nie jest przypadkowy – zaproszeni ludzie, zaproszeni księża, czytania, zespół grający, wybrane pieśni, oprawa, wypowiadane słowa i przemowy. To był właśnie taki ślub.

Było pięknie w każdym calu, a ja miałam tę przyjemność (tak – to było przyjemne doświadczenie) być fotografem „do towarzystwa”, a więc nie czułam presji, że wszystko jest na mojej głowie – to miła odmiana 🙂 Mogłam celebrować razem z Młodymi i łapać wzruszenia ludzi, którzy byli zgromadzeni wokół tego rodzącego się Przymierza.

Takie spotkania wokół dziejącego się DOBRA sprawiają, że w życiu pojawia się nowa nadzieja, nowe inspiracje, poczucie, że życie ma głęboki sens, że jest COŚ WIĘCEJ niż…(no właśnie – tutaj sam dodaj to, co przychodzi Ci do głowy).